Parę lat temu Polacy zaczęli korzystać z coraz bogatszej i atrakcyjnej oferty kredytów . Banki prześcigały się w atrakcyjnych promocjach, a sklepy m.in. ze sprzętem elektronicznym oferowały raty zero procent. Któż by nie skorzystał z tak atrakcyjnej okazji?
Gdy społeczeństwo zadłużyło się już po uszy, banki zorientowały się, że wpadły we własną pułapkę, a mianowicie nie było komu zaciągniętych kredytów spłacać! Jedna rodzina potrafiła mieć kilka kredytów na raz. Zaczęto zaciągać kredyty na spłatę wcześniejszych kredytów, co jest kołem zamkniętym, a więc tak naprawdę staniem w miejscu.
Aby zrozumieć absurd tej całej sytuacji należy zadać sobie pytanie, co skłoniło Polaków do tak łatwego zaciągania kredytów. Oczywiście można by zwalić całą winę na banki, które to bezmyślnie udzielały nam kredytów, ale czy my równie bezmyślnie musieliśmy je zaciągać? Przecież nikt nas do nich nie zmuszał.
A zatem? Co nami kierowało, aby dać się wciągnąć w spiralę długów?
Po pierwsze, jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym i wszystko chcemy mieć już teraz zaraz. Brak w nas cierpliwości na oszczędzanie na nowy samochód czy telewizor.
Po drugie nie bez znaczenia jest czynnik historyczny. Lata komuny, kiedy w sklepach nic nie było, wykształciły w nas głód konsumpcyjny. Skoro coś jest, to trzeba z tego korzystać, bo później może nie być.
Po trzecie, dużo podróżujemy i zazdrościmy. Odkąd podróżowanie po Europie stało się tak proste i tanie, przemieszczamy się z miejsca na miejsce i widzimy, że życie na pewnym poziomie w innych krajach jest standardem, a u nas wysiłkiem i ciężką pracą. Zazdroszcząc, kupujemy i kupujemy nie zdając sobie za bardzo sprawy z późniejszych konsekwencji.
Zadziwiający jest ten niepoprawny optymizm i powiedzenie „Jakoś to będzie”, w społeczeństwie tak marudnym jak nasze. By uniknąć problemów kredytowych lepiej zawczasu pomyśleć o jakimś sensownym oszczędzaniu, które w przyszłości pozwoli nam zrealizować swoje plany i marzenia.