Jak nie dać się oszukać na świadectwie energetycznym?

Świadectwa energetyczne funkcjonują na polskim rynku już od blisko dwóch lat. Jednak, przy całkowitym braku kompanii informacyjnej na ich temat, wiedza na temat certyfikatów energetycznych jest niewielka. Dotyczy to nie tylko przeciętnego „Nowaka” czy „Kowalskiej”. Poważne luki w wiedzy na temat świadectw energetycznych mają pracownicy nadzoru budowlanego i co najgorsze wielu pseudo-certfikatorów.

Niestety układ świadectwa energetycznego jest wyjątkowo nieprzyjazny. Zupełnie jakby komuś zależało, żeby ze świadectwa nie udało się wiele dowiedzieć o charakterystyce energetycznej budynku.
Nadal liczne postulaty, żeby budynkom nadawać klasy energetyczne podobnie jak np. sprzętowi AGD, spotykają się z kategorycznym sprzeciwem decydentów.

Na co więc zwrócić uwagę zamawiając świadectwo energetyczne?

Po pierwsze należy poprosić certyfikatora o przedstawienie dokumentu potwierdzającego jego uprawnienia.
Po drugie należy zażądać kopii obowiązkowego ubezpieczenia OC.

Wreszcie, jak wszędzie, należy unikać „fachowców” oferujących usługi za śmiesznie niską cenę. Należy mieć świadomość, że wykonanie najprostszego certyfikatu wymaga od kilku do kilkunastu godzin pracy. Niestety częste są przypadki, że „certyfikator”, który w założeniach miał być osobą zaufania publicznego, wpisuje na świadectwie liczby „z sufitu”. Często nie zadba nawet, by sumowanie było poprawne.

Nie należy zamawiać certyfikatu energetycznego, w przypadku gdy certyfikatom nie pojawi się, aby obejrzeć nieruchomość. Nie da się sporządzić rzetelnego dokumentu, bez obejrzenia budynku.

Po wykonaniu świadectwa warto poprosić o wyjaśnienie jego treści. Może wtedy wyjdą na jaw takie „kwiatki” jak wartości ujemne w tabelkach obrazujących zapotrzebowanie na energię. Co znaczy taki minus na świadectwie energetycznym. Otóż to, że nasz dom produkuje energię. Faktem jest, że na świecie powstają już budynki plusenergetyczne, czyli właśnie takie, które nie tylko nie wymagają dostarczania do nich energii, ale wręcz są w stanie zasilić inne obiekty. Ale raczej warto pomyśleć, że nasz dom do takich nie należy. Niestety spotkaliśmy się już z takim świadectwem, w którym pseudo-certyfikator „wyliczył” ujemne zapotrzebowanie na energię. I jakoś nikomu, a ani zleceniodawcy, ani nadzorowi budowlanemu, to nie przeszkadzało.

Tak więc zamawiając wykonanie certyfikatu energetycznego zastanówmy się chwilę. To nie jest tylko niepotrzebny świstek papieru. To dokument stwierdzający, czy nasz dom wymaga dużo energii, a co za tym idzie i pieniędzy, do jego ogrzania. Godząc się na oszustwa certyfikatorów, oszukujemy sami siebie.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz też:

Działy

Tagi

Nowe

Serwis używa plików cookie, korzystanie z serwisu oznacza zgodę na korzystanie z plików cookie - Polityka Cookies i Prywatności